Zaczęliśmy je jeść. Ciągle czułam jakiś niepokój. Alek widział, że ciągle się rozglądam, czekałam aż o coś zapyta. Kiedy skończyliśmy i mieliśmy iść ktoś wypowiedział moje imię. Odwróciłam się i to był on. Znowu. Miałam go dosyć.
__________________
Zobaczyłam ucieszonego Kamila. Cieszył się, bo nie widział mnie z Justinem.
- Czego chcesz? - spytałam dość oschle.
- Przywitać się z tobą. - uśmiechał się ironicznie.
- No to cześć. - zadrwiłam sobie z niego witając się z nim.
- Witam. Długo cię nie widziałem. - przyglądał się Alkowi.
- I całe szczęście. - szybko odpowiedziałam.
- A gdzież jest pan hrabia Justin? - wiedziałam, że zapyta.
- A, wiesz kłótnia małżeńska, chwile ciszy. - musiałam go zagiąć, udało się bo milczał.
- Małżeńska? - wytrzeszczył oczy.
- A co głuchy jesteś? - czujnie się mu przyglądałam.
- A gdzie obrączka? - cwaniaczek.
- O, jaki błyskotliwy jesteś. - uśmiechnęłam się, ale zaraz przybrałam poważną minę.
- No to gdzie?
- Jest za drogocenna, abym ją nosiła na wypad do parku.
- Proszę, pan Bieber wydał fortunę na wasz ślub.
- A owszem, owszem. - przytaknęłam.
- A media coś milczały, internet też, ale na portalach plotkarskim piszą, że spotyka się z Seleną.
- Wiem, wiem. To jego kochanka, a to mój kochanek. - wskazałam na Alka.
- Słuchaj mała, o co ci chodzi? - podszedł do mnie i zmrużył oczy.
- Mi? O nic. - machnęłam ręką.
- Coś kręcisz. - spojrzał na mnie i na Alka.
- Skończył się okres, którego się ciebie bałam. - uśmiechnęłam się zakładając ręce na boki.
- Ty się mnie bałaś? A co ja ci robiłem?
- Czekaj, czekaj. Niech pomyślę. To, że dwa razy się do mnie dobierałeś, pobiłeś mojego brata, oraz ciągle mnie nachodziłeś. Ależ nic mi nie zrobiłeś. - wzruszyłam ramionami.
Alek nie wiedział za bardzo kto to jest, więc stał z boku i się tylko przyglądał. Kamil speszył się trochę, ale nie na długo.
- To nic takiego, ale to i tak nie koniec. - wskazał na mnie palcem i odszedł.
- Czekam ! - krzyknęłam.
Kiedy Kamil się oddalił, Alek od razu spytał, kim był ten typ. Wyjaśniłam mu, że jest on niebezpieczny, oraz to, że próbował mnie zgwałcić i to dwa razy.
- Jakiś pokręcony gość. - Alek objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę domu.
- Ładnie się postawiłaś. - pochwalił mnie.
- Sama jestem z siebie dumna, bo ciągle gdy go widziałam, to bałam się. Bałam się, że może kolejny raz się dobierać.
- Ale ta zmyłka z tym małżeństwem, to no normalnie.. - zaczął się śmiać.
Uśmiechnęłam się, nic nie odpowiedziałam. Doszliśmy do domu, od razu kiedy weszłam do pokoju położyłam się na łóżko.
- Boli? - spytał.
- Tak, cholernie.
- Za długa trasa. - usiadł na fotelu.
- Przydała się wycieczka. - uśmiechnęłam się mrugając okiem.
- Odpoczywaj, a ja będę spadał do domu, bo za godzinę mam praktyki w szpitalu. - spojrzał na zegarek.
- Leć, leć. - uśmiechnęłam się.
- Przyjadę wieczorem, albo jutro z samego rana. - nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło.
- Nie musisz, mam opiekę, ale dziękuję. - pomachałam mu, kiedy wychodził.
Wstałam z łóżka, zdjęłam spodenki i bokserkę i nałożyłam "piżamę". W sumie była to długa bluzka, ale spałam w niej. Ponownie położyłam się na łóżko. Wtedy do pokoju wparował Kacper.
- Witaj zdechlaku. - uśmiechnął się.
- Miło witasz siostrę. - zaśmiałam się.
- Wiem, wiem. Coś potrzebujesz? Mijałem się z Alkiem w wyjściu.
- Wszystko mam, spokojnie. A gdzie byłeś, że się mijałeś? - musiałam dbać o młodszego braciszka.
- Na boisku z kumplami.
- Aaa. - uśmiechnęłam się.
- A jak tam twoje złamane serce? - usiadł na rogu łóżka.
- Dzięki wam jest dobrze.
- Mówiłem, żebyś zadzwoniła, napisała, cokolwiek.
- Przestań. Jakby mu zależało, to on by się odezwał.
- A jak on myśli tak samo i się nie odzywa? - uniósł swoje ciemne brwi do góry.
- Kto tu ma jaja, co? On, czy ja? - spojrzałam srogim wzrokiem na brata.
Nic nie odpowiedział. Naciskał na mnie, ale nie, nie. Jemu ma bardziej zależeć.
- Idę. - wyszedł momentalnie.
Spojrzałam na zegarek, była 14. Tak bardzo się nudziłam. Chciałabym pójść na zakupy, czy do kina. Ale niestety byłam skazana na leżenie. Wzięłam laptopa z szafki i poszukałam jakieś filmu. Włączyłam "Gwiazd naszych wina". Niestety w połowie filmu do pokoju wszedł Kacper.
- Albo mi się wydawało, albo Justin przeszedł ulicą.
- Idź, nie bredź.
- Ale serio. To był on.
- Nawet jeśli to co? Może przyjechał po Pattie, czy coś. A teraz spadaj, bo oglądam film. - rzuciłam w niego poduszką, a on wyszedł.
Kończyłam oglądanie filmu. Ryczałam strasznie, bo film był cudowny. Kiedy skończyłam postanowiłam pójść do kuchni, miałam ochotę na coś dobrego. Wyszłam z łóżka, otworzyłam drzwi i powoli zeszłam ze schodów. Akurat ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam, była to Pattie.
- Witam. - powiedziałam.
- Cześć. - odpowiedziała.
- Zapraszam. - wpuściłam ją do środka.
Kobieta usiadła na krześle obok stołu, usiadłam obok mnie.
- Jak się czujesz?
- Lepiej, ale nadal strasznie bolą mnie żebra. Nie mogę za dużo chodzić, bo zaraz mnie bolą. Ciągle leże w łóżku. - spojrzałam na nią.
- Jeszcze ze dwa tygodnie i będzie dobrze. - uśmiechnęła się.
- A co cię sprowadza? - wiedziałam, że chcę mi coś powiedzieć.
- Przyjechał Justin i chcę mnie zabrać do Kanady, chcę też sprzedać ten dom.
Milczałam. Zacisnęłam pięść, na policzkach poczułam łzy.
- To jego wybór. - mówiłam przez zapłakany głos.
- Nie da się tego uratować? - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- On tu jest facetem, on ma jaja i powinien walczyć, jeśli mu zależy. Ale jeśli nie chce tego ciągnąć, to ja zrozumiem. Ułożę sobie życie na nowo, bez niego. - otarłam łzy.
- Dobrze, dobrze. Rozumiem cię. - zeszła z krzesła i kierowała się do wyjścia.
- Dziękuję, że przyszłaś. - również zeszłam z krzesła.
- Siedź, siedź. Zdrowiej. - wyszła.
Czyli nie wszystkie zakończenia kończą happy endem. Powoli miałam dość swojego życia, ale miałam moich najbliższych przy sobie, rodziców, Kacpra, Karolinę no i Alka, który oddałby za mnie życie. Podeszłam do szafki, chciałam coś zjeść. Zajrzałam do lodówki, tam prędzej będzie coś do jedzenia. Nie miałam pomysłu, ani siły, aby zrobić coś dobrego. Wyciągnęłam z lodówki serek topiony. Wzięłam chleb i zrobiłam sobie dwie kanapki. Położyłam je na talerzu, postawiłam na stole, usiadłam i zjadłam je. Spojrzałam na zegarek wiszący w kuchni, wskazywał na 16:40. Odstawiłam talerz do zmywarki i udałam się na górę. Usiadłam na fotelu. Tato miał mi kupić dziś nowy telefon, bo tamten uległ wypadkowi razem ze mną. Nawet nie miałam jak się skontaktować z Karoliną. Masakra. Położyłam się na łóżko, wzięłam laptopa, weszłam na tt. Przejrzałam wiadomości, odpisałam kilku osobom, tak jak to zawsze robię. Miałam ochotę pójść do Justina i tak zwyczajnie mu wygarnąć. To co pomyślałam, to zrobiłam. Ubrałam się w te ubrania co poprzednio i wyszłam z domu. Udałam się w kierunku jego domu. Kiedy doszłam wahałam się czy zapukać, czy też nie. Ale co mam do stracenia? Nic. Zapukałam. Otworzył mi on. Był zaskoczony. Pewnie sobie pomyślał, że przyszłam go przeprosić.
- Co tu robisz? - zapytał.
- A ty? - uniosłam brew.
- Mieszkam?
- Tak? Myślałam, że mieszkasz w Kanadzie ze swoją dziewczyną. - ironicznie się uśmiechnęłam.
- O co ci chodzi? - rozłożył ręce.
- Czego głupio się pytasz? Wiem, że znowu się z nią spotykasz.
- Nawet jeśli, to co?
- To jesteś dupkiem !
- Bo? - spojrzał na mnie.
- Szybko się pocieszyłeś. - musiałam powstrzymać łzy.
- Ty pocieszyłaś się jeszcze szybciej i wcześniej.
- Tłumaczyłam ci, że byłam pijana. - zacisnęłam zęby.
- Nie obchodzi mnie to. - udawał, że mu nie zależało.
Zaśmiałam się.
- Skończyłaś? - spojrzał na mnie.
- Mogłabym ci powiedzieć wszystko co o tobie myślę w tej chwili, ale szkoda mi czasu na ciebie. - odwróciłam się i zaczęłam iść.
- To powiedz co o mnie myślisz.
- Tak? - wróciłam się.
- Proszę.
- Kiedy ja leżałam w szpitalu z myślą, że umrę, to ty bawiłeś się najlepsze z Seleną ! Nawet się mną nie interesowałeś, czy żyję, czy nie. Ale kiedyś głupia Majka z Łodzi poleciała do Kanady, bo miałeś wypadek i się martwiła. A ty byłeś pod bokiem i nawet nie ruszyłeś tyłka ! - krzyczałam, a on patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczyma.
- Kilka razy się rozstawaliśmy, zawsze przez ciebie, ale tym razem ja z chrzaniłam, wiem. - mówiłam już cicho.
- Idę, bo widzę że straciłeś głos. - udałam się z powrotem do swojego domu.
On stał w drzwiach jakby go zamurowało. Czuje się lepiej, że mu wygarnęłam. Ale pustka w moim sercu jest ogromna. I taka zostanie. Kiedy wróciłam do domu zobaczyłam Kacpra siedzącego w kuchni, wyglądał na załamanego.
- Co jest? - spytałam.
- Gdzie ty łazisz? - zapytał oburzony.
- Bo co?
- Martwiłem się.
- Byłam u Justina. - westchnęłam.
- I?
- I mu wygarnęłam. Nawet nie zaprzeczył, że się z nią spotyka.
- Sorry, że naciskałem.
- Wiem, że go lubisz. - uśmiechnęłam się i udałam się na górę.
W pokoju czekał na mnie Alek.
- Zawału dostałem. Wchodzę, a ciebie nie ma. - kolejny się rzuca.
- Ale już jestem. - usiadłam na łóżku.
- Byłaś u niego?
I co? Że niby teraz mam mu powiedzieć, że byłam u Justina? Będzie mówił, że nie potrzebnie.
- Tak. Wygarnęłam mu co o nim myślę.
- I co on na to?
- Miał to w dupie. Nawet nie zaprzeczył, że spotyka się z Seleną. - poprawiłam włosy, które ciągle opadały mi na twarz.
- Nie przejmuj się, ale nie potrzebnie do niego poszłaś.
- Wiem, ale nie wytrzymałam.
- Jadłaś coś dziś? - spytał.
- Tak, zrobiłam sobie kanapki.
- To i tak dużo jak na ciebie. Ostatnio jesz tyle, co nic.
- Nie czepiaj się. - zaśmiałam się.
- No już się nie odzywam.
- Już nie mogę ! - krzyknęłam i wstałam z łóżka.
- Co się stało? - przeraził się.
- Tak cholernie się nudzę. Nie mogę już leżeć. - wywróciłam oczyma.
- Ale musisz odpoczywać, przemęcz się tydzień, dwa. - uśmiechnął się.
- No dobra. - ponownie usiadłam na łóżko.
Nawet nie miałam tematów do rozmów z Alkiem, kiedy zawsze jak spędzaliśmy razem czas, moja jadaczka nigdy się nie zamykała. Spojrzałam za okno, zaczęło się chmurzyć.
- Idź już, bo złapie cię deszcz. - wydałam rozkaz.
- Wyganiasz mnie? - uniósł brew.
- Nie, nie chcę abyś zmókł, a potem był chory. - uśmiechnęłam się.
- Nie, zostanę.
- Idź, odpocznij, bo ciągle siedzisz u mnie, a jak nie siedzisz u mnie, to jesteś w szpitalu i tak ciągle. - patrzyłam na niego.
- Ale ja chcę czuwać nad tobą. Odpoczywam u ciebie. - uśmiechał się.
- Uparty jesteś.
- Tak jak ty. - zaśmiał się.
Usłyszałam, że mama woła mnie na dół.
- Zaczekaj. - poszłam na dół.
- Cześć mamo. - przywitałam się z nią.
- Cześć córuś. Tata kupił ci nowy telefon. - wtedy do domu wszedł tata.
- Dzięki. - przytuliłam tata zabierając od niego telefon.
- Proszę. - uśmiechnął się.
Poszłam na górę i od razu rozpakowałam telefon. Wzięłam kartę i ją włożyłam. Uruchomiłam nowy nabytek. Odłożyłam go na szafkę, nie mam do kogo nawet napisać.
- No to co, zmywam się, odpocznę. - zaśmiał się.
- Ooo, już zmieniłeś zdanie? - podeszłam do niego.
- Jestem gorszy niż kobieta. - wstał z fotela.
- Skoro tak sądzisz. - wzruszyłam ramionami.
- Trzymaj się. - przytulił mnie.
- Będę, obiecuje. - wyszczerzyłam zęby.
- Pa. - wyszedł.
- Pa, pa.
Położyłam się na łóżko i wpatrywałam się w sufit. Tak wyglądały moje dni.
Minęło 3 tygodnie. Czuje się bardzo dobrze. Moje dni wyglądały, tak jak wyglądały. Dziś mam kontrolę u lekarza, a potem mam rozmowę o pracę. Alek załatwił mi na razie tylko rozmowę, ale i tak jestem mu za to wdzięczna. Mam pracować jako sekretarka w kancelarii prawniczej, mówiłam mu że się nie nadaję, że jestem za młoda, bez doświadczenia. Uparł się, kazał mi spróbować, więc spróbuje. Jest godzina 10, za godzinę mam być w szpitalu. Zeszłam na dół, pustka. Rodzice w pracy, a Kacper śpi. Zrobiłam sobie płatki, usiadłam przy stole i zjadłam je. Poszłam na górę, wzięłam byle jakie ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Wytarłam ciało i zawinęłam ręcznik na głowie. Ubrałam ubrania i wróciłam do pokoju. Wysuszyłam i ułożyłam włosy. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam obcisłe jeansy i dżinsową koszulę. Dziś pogoda nie za bardzo dopisywała. Ubrałam się. Postanowiłam, że zrobię sobie makijaż już na rozmowę, bo potem mogę nie mieć czasu. Usiadłam na fotelu od toaletki, wzięłam podkład, nałożyłam go i puder. Rzęsy umalowałam mascarą, zrobiłam też sobie malutkie kreski. Byłam już gotowa, Alek obiecał, że pojedzie ze mną. Była godzina 10:50. Wzięłam torbę, wrzuciłam do niej telefon i kilka innych potrzebnych rzeczy. Wyciągnęłam z szafki baleriny, nałożyłam je i zeszłam na dół. Ktoś pukał do drzwi, oczywiście wiedziałam, że to Alek. Otworzyłam drzwi, nie myliłam się.
- Spóźniłeś się. - spojrzałam na niego.
- Przepraszam. Cześć. - pocałował mnie w policzek, ciągle się tak witaliśmy.
- No cześć, cześć. - otworzył mi drzwi do samochodu, wsiadłam a on zamknął za mną drzwi.
- Jak się czujesz? - wsiadł do samochodu i ruszył.
- A wyglądam na smutną? - uśmiechnęłam się.
- No nie. Idziesz na rozmowę? - spoglądał na mnie.
- Tak, idę. Zrobię ci tą przyjemność.
- O, nawet nie wiesz jak mi miło. - śmiał się.
Dojechaliśmy do szpitala, poszliśmy do mojego lekarza. Przebadał mnie, zrobił mi badania.
- I co panie doktorze? Wszystko jest dobrze? - spytał Alek.
- Tak, po złamanych żebrach nie ma śladu.
- Czyli mogę już normalnie wszystko robić? - leżałam na łóżku.
- Tak, jest pani całkowicie sprawna.
- Dziękuję panie doktorze. - Alek uścisnął dłoń lekarzowi, a ja wstałam z łóżka i byłam już koło drzwi.
- Ma pani szczęście, Alek to fajny chłopak i bardzo ambitny. - obydwoje byliśmy zakłopotani.
- Yyy, tak. - uśmiechnęłam się.
- Dziękuję jeszcze raz, do widzenia. - powiedziałam i wyszłam.
- Do widzenia. - Alek wyszedł za mną i zamknął drzwi.
- Skąd go nasz? - od razu spytałam.
- Kilka razy miałem u niego praktyki. - wyszliśmy na zewnątrz.
- Ale najważniejsze, że wszystko z tobą dobrze.
- W końcu. - wsiedliśmy do samochodu.
Pojechaliśmy ponownie do mnie. Weszliśmy do pokoju, od razu podeszłam do szafy, aby nie tracić czasu. Nie wiedziałam w co się ubrać. Wyciągnęłam czarną sukienkę z kołnierzykiem. Była odpowiednia. Poszłam do łazienki i tam ją ubrałam. Wróciłam do pokoju.
- To jestem prawie gotowa. - rozejrzałam się po pokoju szukając mojej małej torebki.
- O tu. - wzięłam ją, schowałam kilka rzeczy.
- To możemy iść. - uśmiechnęłam się.
- To.. idziesz boso? - spojrzał na mnie unosząc sobie grube brwi do góry.
- Aaa. - walnęłam się w czoło i wyciągnęłam z szafki swoje ulubione szpilki.
- To już możemy iść. - zeszliśmy na dół, wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do auta.
- Daleko jest ta kancelaria? W razie jak bym dostała tą pracę, to muszę wiedzieć, czy będę mogła chodzić piechotą. - zaśmiałam się.
- Piechotą spokojnie można się przejść. - właśnie byliśmy już na miejscu.
Spojrzałam na budynek, był dosyć duży.
- Duży budynek. - powiedziałam wchodząc do środka.
- Pracuje tu kilkadziesiąt, kilkaset osób.
Wjechaliśmy windą na 3 piętro, zapukaliśmy do gabinetu.
- Proszę. - usłyszeliśmy głos zza drzwi.
- Alek, witaj. - przywitali się.
- Majka. - podałam dłoń przystojnemu mężczyźnie.
- Marcin. - ucałował moją dłoń.
- Usiądźcie, proszę. - usiedliśmy na krzesłach stojących na przeciw jego biurka.
- To ma może pani CV? - spoglądał na mnie swoimi czekoladowymi oczyma, takie same oczy jak Justin.
- Tak. - dałam mu teczkę.
- Nie wiele tego jest, ale w tak młodym wieku to...
- Nie szkodzi, na prawdę. - przerwał mi.
- Widzę, najlepsze liceum pani ukończyła.
Uśmiechnęłam się.
- Jak pani myśli, poradziła by pani sobie z posadą sekretarki? - schował moje CV do biurka.
- Tak, odbieranie telefonów, czy parzenie kawy nie jest trudne. - mówiłam przez uśmiech.
- No i trzeba jeszcze towarzyszyć mi w spotkaniach, ale to jako ozdoba.
- Poradzi sobie, a jeśli chcesz się o tym przekonać, to daj jej szansę. - odezwał się Alek.
- Zgłosiło się do mnie jeszcze kilka kandydatek, musiałbym jeszcze z nimi porozmawiać, jakby pani dała mi swój numer, odezwał bym się do pani.
- To dzwoń do mnie. - zaproponował Olek.
- Wolę osobiście do pani Mai. - uśmiechał się.
- Nie ma problemu. - podałam mu numer.
- Dziękuję.
- To co, może się zobaczymy. - wstał z krzesła i wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Mam taką nadzieje. - podałam mu dłoń, a on ją ucałował, kierowałam się do drzwi.
- Dzięki stary. - Alek podał mu rękę.
- Fajna zdobycz. - Marcin szeptem powiedział do Alka, ale usłyszałam.
- Dziękuję, do zobaczenia. - wyszłam.
- Do widzenia. - Alek zamknął za sobą drzwi.
- Pożerał mnie wzrokiem ! - nagle się oburzyłam.
- Spokojnie. - wsiedliśmy do windy.
- Jak spokojnie?! - rozłożyłam ręce.
- Już, spokojnie. - wysiedliśmy z windy i wyszliśmy z budynku.
- Marcin jest zaręczony od 2 miesięcy z tego co wiem. - otworzył mi drzwi do samochodu.
- Z tego co wiesz, ale może się rozstali? Nie masz pewności. - pokiwałam mu palcem przed nosem.
- Bądź czujna. - siedział już w aucie.
- Będę, ja zawsze jestem. - zapięłam pasy.
Dojechaliśmy do mnie.
- Wiesz, mam ochotę na coś mocniejszego. - spojrzałam na niego.
- Może pojedziemy do mnie? Ostatnio ojciec przywiózł mi zapas.
- Jasne, nie ma problemu. - uśmiechnęłam się.
Ruszyliśmy w stronę jego domu. Przejechaliśmy obok domu Justina. Już stała tam tabliczka "Na sprzedaż". Tyle spędzonych razem chwil, szczęśliwych i przykrych chwil. Wcale nie żałuję, czułam się kochana.
- Nie śpij. - Alek przerwał mi myślenie.
- Nie śpię. - uśmiechnęłam się.
Przypomniałam sobie słowa, które mówiła moja mama "Ktoś musi cierpieć, aby ktoś był szczęśliwy". Ja ciepię, a Selena jest szczęśliwa. W taki sposób to działa. Zatrzymaliśmy się. Alek otworzył mi drzwi, wysiadłam.
- Zapraszam. - weszliśmy do domu.
- Dziękuję. - udaliśmy się salonu.
- Rozgość się.
Usiadłam na sofie, zdjęłam szpilki, a nogi założyłam na sofę.
- Czego się napijesz? - otworzył barek.
- Ooo, trochę tego masz. Coś odpowiedniego dla mnie. - uśmiechnęłam się.
- Ta whisky będzie dobra. - wziął dwie szklanki, butelkę i postawił na niskim, szklanym stoliku, który stał na przeciw sofy. Nalał mi i podał. Napiłam się.
- Smakuje? - spojrzał na mnie, a ja się skrzywiłam.
- No nawet. - zaśmiałam się.
- Taaa. To widać. - zaśmiał się.
- Poczekaj chwilę, pójdę się przebrać, nie leży mi ta marynarka i koszula. - poszedł na górę.
- Okej. - odparłam.
Wrócił po chwili, miał na sobie siwe dresy i nakładał białą koszulkę.
- Jestem. - usiadł obok mnie.
- Za elegancko wyglądam. - spojrzałam na jego ubranie, a potem na swoje.
- Wyglądasz pięknie. - napił się whisky.
Uśmiechnęłam się. Wiem, że Olek się we mnie zakochał. Bardzo go lubię, ale nie chcę dawać mu nadziei. Nie jestem gotowa na nowe uczucie, na nowy związek. Zamyśliłam się i przypadkowo przychyliłam szklankę i wylałam na siebie alkohol. Ocknęłam się.
- Cholera. - szybko wstałam z sofy.
- Sierota z ciebie, na prawdę. - zaśmiał się.
- Nie masz jakiś damskich ciuchów? - miałam błagalną minę.
- Niestety nie, ale mogę dać mi moją koszule. - wstał z sofy.
- Daj mi obojętnie co. -rozglądałam się za łazienką.
- Łazienka jest tu. - wskazał na drzwi.
Pobiegł na górę, wrócił zaraz, w ręku trzymał jasno-niebieską koszulę.
- Trzymaj. - oddał mi koszulę.
Weszłam do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi. Zdjęłam sukienkę i nałożyłam koszulę i zapięłam guziki. Była bardzo duża, więc zatoczyłam rękawy. Zaprałam sukienkę i rozłożyłam ją na pralce. Alek może się nie pogniewa, że się rządzę. Wyszłam z łazienki, Olek stał oparty o ścianę.
- Nie masz czegoś, aby założyć na dół? - wyszczerzyłam zęby.
- Niestety nie, chyba że chcesz gigantyczne spodnie. - zaśmiał się.
- Nie. - wróciłam na sofę.
Alek usiadł obok mnie.
- Ty jesteś Aleksander? - spojrzałam na niego, nawet nie wiedziałam jak ma tak na prawdę na imię, Alek to zdrobnienie.
- Tak, ale nie lubię jak ktoś tak do mnie mówi.
- A jakie są zdrobnienia? - spoglądałam na niego kończąc whisky.
- Dużo ich jest, ale ludzie różnie mówią, Aleks, Alek, Olek, Aleksy, jak byłem mały mama wołała na mnie Aleczek. - wypił końcówkę whisky.
- Ciekawe. - uśmiechnęłam się.
- Nalejesz? - podałam mu szklankę.
- Jasne. - polał mi i sobie.
Oddał mi szklankę, napiłam się i odstawiłam szklankę na stolik.
- Wyglądasz tak seksownie w mojej koszuli. - poruszył zabawnie brwiami.
- Dziękuję. - posłałam mu uśmiech.
- Mam nadzieje, że kiedyś obudzisz się obok mnie w takiej koszuli. - usłyszałam jego cichy śmiech.
Wzięłam poduszkę i uderzyłam nią Alka. Oddał mi.
- Nie rzucaj we mnie. - pogroziłam mu palcem.
- Już nie rzucam. - uniósł ręce do góry.
Spojrzałam na niego srogim wzrokiem.
- Nie patrz tak na mnie, bo potem nie zasnę.
- Aż taka straszna jestem? - wzięłam szklankę z whisky i wypiłam wszystko jednym tchem.
- Nie pij tyle, bo znów skończy się źle. - ostrzegał.
- Dlatego ty będziesz czujny. - puściłam mu oczko.
Piłam dużo i szybko. Nawet wyjątkowo nie byłam pijana. Alek poszedł na górę, ale po co nie wiem. Ktoś zapukał do drzwi.
- Alek ! Ktoś puka ! - krzyknęłam.
- To otwórz ! - usłyszałam.
- Otworze komuś pół naga. - mówiłam sama do siebie.
Podeszłam do drzwi, otworzyłam. Zamurowało mnie. Co on tu robi? Myślałam, że wyjechał.
- Dlaczego mnie to nie dziwi. - powiedział Justin.
- Co ty tu robisz? - spytałam.
- Moje źródła powiedziały, że tu mieszka typ z którym mnie zdradziłaś. - był zadowolony, nie wiem czemu.
- Czemu jesteś taki wesoły? Zacząłeś ćpać? - przyglądałam mu się.
- Nie, po prostu jestem szczęśliwy. - uśmiechał się.
- To w jakim dokładniejszym celu tu jesteś? - oparłam się o drzwi.
- Przyszedłem porozmawiać z nim, nie pamiętam imienia.
- Myślę, że już nie macie o czym. - chciałam zamknąć drzwi.
- Pewnie kolega jest zmęczony, pewnie jesteście po ciężkim stosunku. - drwił sobie.
- Wiesz, jesteś strasznie ciekawski. - uśmiechałam się, nie dawałam po sobie poznać że tęsknie.
- To wejdę. - wepchał się do środka.
- Ta, proszę, wchodź. - zamknęłam drzwi.
Justin rozgościł się, usiadł w salonie, czuł się pewnie. Zmienił się, albo po prostu jest chamki wobec mnie. Usłyszałam schodzącego Alka po schodach. Czuje tą nieprzyjemną atmosferę.
- I kto to był? - i nagle odjęło mu mowę.
- Cześć kolego. - Jus wstał i podał mu rękę.
- Witam. - Alek uścisnął mu dłoń, dziwnie miło.
Obydwoje usiedli obok mnie, siedziałam w środku i czułam się dosyć niezręcznie.
- Chciałeś porozmawiać z Olkiem, także gadajcie, zostawię was. - wstałam z sofy.
- Nie, zostań. - Justin złapał mnie za rękę, jego dotyk działa paraliżująco, usiadłam.
- Nie chciałbym rozdrapywać starych ran, ale skoro tu jestem, to porozmawiajmy. - parzył na Alka takim wzrokiem..
- Słucham. - Alek udawał głupiego.
- Od czego zacząć. - Justin był pewny siebie, nigdy dotąd go takiego nie widziałam.
- Od początku najlepiej. - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Skoro przeleciałeś moją pannę.. - zaczął Justin.
- Czekaj. - przerwałam mu.
- Co? - spytał.
- Nie jestem twoją "panną", twoją panną jest Gomez, ja byłam twoją dziewczyną.
- Gomez nie jest moją panną, ani dziewczyną, ani kobietą. - już był poddenerwowany.
- Jak to? - wtrącił się Alek.
- Nagrywamy piosenkę, to znaczy skończyliśmy już. - tłumaczył się.
- Nie obchodzą nas twoje tłumaczenia. - wyrwałam.
- Mów dalej. - dopowiedziałam.
- To powiedz.... - zastanawiał się nad imieniem Alka.
- Alek. - podpowiedziałam mu.
- Tak, to powiedz Alku, co was teraz łączy?
- Przepraszam, ale co cię to obchodzi? - wstałam z sofy.
- Nie wtrącaj się. - próbował mnie uciszyć.
- To nie jest twoja sprawa, co nas łączy, może jesteśmy przyjaciółmi, może kochankami a może parą, wcale nie powinno cię to obchodzić. - i wyprowadził mnie z równowagi.
- A jak ty wpieprzasz się w moje sprawy, wypytujesz o Selenę ! - zaczął krzyczeć.
- Tak na pewno nie będziemy rozmawiać, wyjdź. - rozkazałam mu.
- Nie jesteś u siebie. - zaczął się śmiać.
- Przestań w końcu pajacować. - zwróciłam mu uwagę.
- Ja pajacuje? Proszę cię, ty pajacujesz zdradzając mnie.
- Weź, nie chcę mi się z tobą rozmawiać. - machnęłam ręką,
- Mi z tobą też, wychodzę. - wstał i wyszedł.
- Jak ja go nienawidzę ! - krzyknęłam.
- A jednocześnie kochasz. - Alek objął mnie ramieniem.
Spojrzałam na niego, zdałam sobie sprawę, że ma racje. Położyłam głowę na jego ramieniu. Przez moment siedzieliśmy w ciszy, wtedy zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam telefon z torebki, spojrzałam na ekran telefonu, nieznany mi numer. Odebrałam.
- Tak? - powiedziałam do słuchawki.
- Witam, tu Marcin. - usłyszałam w słuchawce.
- Witam ponownie.
- Jutro zaczyna pani pracę, proszę być o 9 rano.
- Dziękuję bardzo. - uśmiechałam się jak głupia.
- Obowiązuje panią strój biało-czarny, czarny. - brzmiał całkiem inaczej niż na spotkaniu.
- Dobrze, nie ma problemu. Jeszcze raz dziękuję.
- Do zobaczenia jutro.
- Do widzenia. - rozłączyłam się.
- O tak, mam tą robotę. - ucieszyłam się.
- No mówiłem. - rozłożył ręce, był dumny.
- Dziękuję. - przytuliłam go, bo wiedziałam że na to czeka.
- Nie ma za co. - usiadłam ponownie na sofę.
- To tak, jest godzina 19. Odwozisz mnie do domu.
- Ale.. - Alek chciał coś powiedzieć.
- Tak, piłeś. Zapomniałam. - zaśmiałam się.
- To pójdę pieszo. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma takiej potrzeby, prześpisz się i rano odstawię cię do domu.
- Chytrusek z ciebie, ale muszę się przygotować. Muszę znaleźć ciuchy i w ogóle. - zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego.
- O nie, nie. Śpisz u mnie. - wstał i poszedł do kuchni.
- Ej, prowadzimy rozmowę i wychodź ! - krzyknęłam.
- Jesteś głodna? - krzyknął, poszłam do niego.
- Nie, dziękuję. - usiadłam przy stole.
Alek przygotował sobie kolację - spaghetti. Zjadł w spokoju. Szczerze to chciało mi się spać, byłam jakoś zmęczona. Była dopiero godzina 20. Olek przygotował mi swoją sypialnie, tam się prześpię. Byliśmy właśnie w sypialni. Było mi strasznie gorąco, choć dzisiejszy wieczór był dosyć chłodny. Ogólnie źle się czułam, nie wiem czy to nie przez alkohol. Usiadłam na łóżko, tracąc równowagę.
- Majka, co się dzieje? - Alek od razu zareagował, ukląkł przede mną i złapał mnie za rękę.
- Za dużo emocji dzisiaj. - uśmiechnęłam się, choć czułam się fatalnie.
- Nie kłam. - sprawdził moje czoło.
- Jesteś rozpalona. - wyciągnął z szafki termometr, przyłożył mi go do czoła.
- 38 stopni. Kładź się, zaraz coś ci przyniosę.
Dziwnę, gdy masz gorączkę, to zazwyczaj jest ci zimno.. Alek przyniósł mi jakieś tabletki.
- Piłam przecież. - spojrzałam na niego.
- Te ci nie zaszkodzą. - podał mi leki i szklankę wody, popiłam.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Pójdziesz już spać? - spytał.
- Nie, jeszcze nie. Chodź. - wskoczył na łóżko, położył się obok mnie.
Wtedy pierwszy raz poczułam.... poczułam, że mogę z nim sobie ułożyć życie, choć... nie mogę, bo kocham Justina. Szalenie go kocham i nie mogę bez niego żyć. Jest mi ciężko. Położyłam swoją głowę na jego barku. Przykryłam się kocem i chciałam zasnąć, lecz nie mogłam, bo za dużo myślałam.
_____
może nie jest za długi, ani powalający, ale jest.
10 komentarzy - następny.
+ dziękuję moim czytelnikom, motywujecie mnie do dalszego pisania ! ♥